Harry
- Nigdzie nie jadę! - wrzasnąłem
spoglądając kolejno na Paula i chłopaków.
- Musis...
- Nie muszę! - przerwałem Zayn'owi,
spoglądając błagalnie na Louisa. On tylko pokiwał głową,a ja spojrzałem na
niego z wyrzutem.
- Harry nie zachowuj się jak dziecko.
Wiesz, że od tego zależy nasz wizerunek i...
- Wizerunek?! - krzyknąłem zbulwersowany -
Wizerunek?! Tylko o to wam chodzi?! Kim my do jasnej cholery jesteśmy?
Robotami?!
- Harry opanuj się. - upomniał Paul.
- Jak mam się opanować?! Miesiąc w jakimś
zadupiu w górach!
- To nie zadupie to szpital. - podniósł
głos Louis - Sam naważyłeś sobie piwa to teraz z godnością je wypij!
- Nie wierzę, że ty też jesteś przeciwko
mnie Lou... Chodzi wam tylko o sławę...
- Nie tylko Harry, nie tylko... -
powiedział piorunując mnie wzrokiem.
Pobiegłem na górę i usiadłem na łóżku
spoglądając na zdjęcia które przedstawiały incydent z wczorajszej nocy. '
Dlaczego wtedy nie zamknąłem tych cholernych drzwi...?!'
Rzuciłem je gdzieś w kąt i w tym samym
czasie drzwi od pokoju się uchyliły.
- Mogę? - zapytał Lou wyglądając zza
framugi. Nic nie odpowiedziałem tylko nerwowo zacząłem ściskać swoją dłoń -
Wiesz Harry... - zaczął i usiadł obok mnie - Jesteś moim najlepszym
przyjacielem, którego kocham i dla którego chcę jak najlepiej. Chcę żebyś
zrozumiał, że w życiu nie liczy się tylko... seks i zabawa... - chłopak
próbował skleić swoje zdanie w jedną całość jednak zbytnio mu to nie
wychodziło. - Dobra czuję się jak jakiś ojciec dający pouczającą radę życiową -
zaśmiał się i próbował zażartować, jednak mi do śmiechu nie było. Widząc brak
reakcji z mojej strony powrócił do swojego monologu - Chcę, żebyś oderwał się
od tego gówna i poznał ludzi, którzy dziękują za każdą godzinę życia bez seksu
i alkoholu. - tu spojrzał na mnie jednoznacznie - Chcę żebyś wreszcie przejrzał
na oczy... - dokończył i zaczął iść w stronę wyjścia.
- Pojadę. - powiedziałem cicho - Zrobię to
dla ciebie Lou. Dla ciebie i dla zespołu.
- Już spakowany? - zapytał Tomlinson
spoglądając na mnie z uśmiechem na twarzy. Kiwnąłem lekko głową i wziąłem sok
do ręki.
- Macie bilety. Za trzy godziny jest lot
więc spokojnie zdążycie na miejsce. - zaczął Paul - Będziecie mieszkać w domku
niedaleko szpitala*. Radzę wam wziąć ze sobą ciepłe ubrania, bo jest tam
strasznie zimno, a w dodatku jest pełno śniegu.
' To mnie pocieszyłeś...' pomyślałem i
upiłem łyk napoju.
- A i Harry... twoja mam dzwoniła... -
powiedział, a moje serce gwałtownie przyspieszyło - Chyba nie chcesz wiedzieć
co by było gdybyś nie chciał jechać...
' Wysłałaby mnie do zakonu. Jestem tego
pewny'
- Nie raczej nie... - powiedziałem bez
jakichkolwiek emocji.
- Paul, a co ze świętami? - zmienił temat
Louis.
- Na święta wracacie do domów. Ale to
jeszcze trzy tygodnie.
'Trzy... dla mnie to wieczność'
- Jedziemy? - do kuchni wszedł Zayn
trzymając swoje dwie walizki.
- Chwila. - powiedziałem i pobiegłem po
swoją.
- Harry obudź się za chwilę będziemy na miejscu - poczułem jak
ktoś szturcha moje ramię. Ocknąłem się i zdezorientowany zacząłem rozglądać się
wokół własnej osi. Na swojej drodze napotkałem jedynie uśmiechniętą twarz Louis
i grającego na komórce Zayn'a. Niewzruszony zachowaniem przyjaciół i nadal zły
spojrzałem przez okienko znajdujące się obok mnie. ' Co jak co, ale widok
piękny...' pomyślałem widząc niewyraźne góry, na których spoczywała gruba
warstwa mieniącego się śniegu.
Po wylądowaniu poczułem zmianę temperatur. Zacząłem dygotać jak
opętany.
- Załóż to. - Zayn rzucił we mnie skórzaną, grubą kurtką. Prędko
ją założyłem i poczułem przyjemne ciepło.
- Dobra więc szpital i nasza kwatera znajduje się dwanaście
kilometrów stąd. Zaraz powinien przyjechać ktoś po nas.
- Zayn, Louis i Harry? - jakiś męski głos wypowiedział nasze
imiona. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy czarny samochód.
- Tak. - odpowiedział Lou.
- Wsiadajcie, mam was dostarczyć na miejsce. - powiedział i
zachęcającym ruchem ręki kazał nam zająć miejsca w samochodzie.
Jadąc spoglądałem na widok za szybą. Słońce powoli zachodziło za
górami, które wraz z kolejnymi kilometrami stawały się coraz większe. Gdy
dojechaliśmy ujrzałem nasz drewniany domek, stojący samotnie pośród ośnieżonych
jodeł.
Podziękowaliśmy za podwiezienie i szybko udaliśmy się do ciepłego
pomieszczenia.
- Ładnie tu. - powiedział Louis.
- Faktycznie. - zgodził się Zayn.
' Ale za to jak daleko od cywilizacji' dokończyłem w myślach i nie
zwracając uwagi na przyjaciół udałem się na górę, wybierając pokój. Wszedłem i
z rozmachem rzuciłem walizkę gdzieś w kąt. Spojrzałem na widok za oknem.
'Ciemno jak diabli.' pomyślałem widząc szare niebo oświetlane jedynie
gwiazdami. Tylko z dala widać było oświetlony budynek, lecz widok był niemalże
jak za mgłą.
Wziąłem szybki prysznic i zmęczony położyłem się spać.
' Ciemno i zdecydowanie strasznie' mruknąłem usłyszawszy jakieś
szelesty dochodzące z dworu.
*szpital - chodzi tu raczej o taki ośrodek uzdrowicielski,
gdzie leczy się chorych na astmę, czy osoby będące chore na raka, dla których
nie ma już ratunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz