sobota, 23 marca 2013

Chapter Two



Harry

- Nigdzie nie jadę! - wrzasnąłem spoglądając kolejno na Paula i chłopaków.
-  Musis...
- Nie muszę! - przerwałem Zayn'owi, spoglądając błagalnie na Louisa. On tylko pokiwał głową,a ja spojrzałem na niego z wyrzutem.
- Harry nie zachowuj się jak dziecko. Wiesz, że od tego zależy nasz wizerunek i...
- Wizerunek?! - krzyknąłem zbulwersowany - Wizerunek?! Tylko o to wam chodzi?! Kim my do jasnej cholery jesteśmy? Robotami?!
- Harry opanuj się. - upomniał Paul.
- Jak mam się opanować?! Miesiąc w jakimś zadupiu w górach!
- To nie zadupie to szpital. - podniósł głos Louis - Sam naważyłeś sobie piwa to teraz z godnością je wypij!
- Nie wierzę, że ty też jesteś przeciwko mnie Lou... Chodzi wam tylko o sławę...
- Nie tylko Harry, nie tylko... - powiedział piorunując mnie wzrokiem.
Pobiegłem na górę i usiadłem na łóżku spoglądając na zdjęcia które przedstawiały incydent z wczorajszej nocy. ' Dlaczego wtedy nie zamknąłem tych cholernych drzwi...?!'
Rzuciłem je gdzieś w kąt i w tym samym czasie drzwi od pokoju się uchyliły.
- Mogę? - zapytał Lou wyglądając zza framugi. Nic nie odpowiedziałem tylko nerwowo zacząłem ściskać swoją dłoń - Wiesz Harry... - zaczął i usiadł obok mnie - Jesteś moim najlepszym przyjacielem, którego kocham i dla którego chcę jak najlepiej. Chcę żebyś zrozumiał, że w życiu nie liczy się tylko... seks i zabawa... - chłopak próbował skleić swoje zdanie w jedną całość jednak zbytnio mu to nie wychodziło. - Dobra czuję się jak jakiś ojciec dający pouczającą radę życiową - zaśmiał się i próbował zażartować, jednak mi do śmiechu nie było. Widząc brak reakcji z mojej strony powrócił do swojego monologu - Chcę, żebyś oderwał się od tego gówna i poznał ludzi, którzy dziękują za każdą godzinę życia bez seksu i alkoholu. - tu spojrzał na mnie jednoznacznie - Chcę żebyś wreszcie przejrzał na oczy... - dokończył i zaczął iść w stronę wyjścia.
- Pojadę. - powiedziałem cicho - Zrobię to dla ciebie Lou. Dla ciebie i dla zespołu.


- Już spakowany? - zapytał Tomlinson spoglądając na mnie z uśmiechem na twarzy. Kiwnąłem lekko głową i wziąłem sok do ręki.
- Macie bilety. Za trzy godziny jest lot więc spokojnie zdążycie na miejsce. - zaczął Paul - Będziecie mieszkać w domku niedaleko szpitala*. Radzę wam wziąć ze sobą ciepłe ubrania, bo jest tam strasznie zimno, a w dodatku jest pełno śniegu.
' To mnie pocieszyłeś...' pomyślałem i upiłem łyk napoju.
- A i Harry... twoja mam dzwoniła... - powiedział, a moje serce gwałtownie przyspieszyło - Chyba nie chcesz wiedzieć co by było gdybyś nie chciał jechać...
' Wysłałaby mnie do zakonu. Jestem tego pewny'
- Nie raczej nie... - powiedziałem bez jakichkolwiek emocji.
- Paul, a co ze świętami? - zmienił temat Louis.
- Na święta wracacie do domów. Ale to jeszcze trzy tygodnie.
'Trzy... dla mnie to wieczność'
- Jedziemy? - do kuchni wszedł Zayn trzymając swoje dwie walizki.
- Chwila. - powiedziałem i pobiegłem po swoją.


- Harry obudź się za chwilę będziemy na miejscu - poczułem jak ktoś szturcha moje ramię. Ocknąłem się i zdezorientowany zacząłem rozglądać się wokół własnej osi. Na swojej drodze napotkałem jedynie uśmiechniętą twarz Louis i grającego na komórce Zayn'a. Niewzruszony zachowaniem przyjaciół i nadal zły spojrzałem przez okienko znajdujące się obok mnie. ' Co jak co, ale widok piękny...' pomyślałem widząc niewyraźne góry, na których spoczywała gruba warstwa mieniącego się śniegu. 
Po wylądowaniu poczułem zmianę temperatur. Zacząłem dygotać jak opętany. 
- Załóż to. - Zayn rzucił we mnie skórzaną, grubą kurtką. Prędko ją założyłem i poczułem przyjemne ciepło. 
- Dobra więc szpital i nasza kwatera znajduje się dwanaście kilometrów stąd. Zaraz powinien przyjechać ktoś po nas. 
- Zayn, Louis i Harry? - jakiś męski głos wypowiedział nasze imiona. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy czarny samochód. 
- Tak. - odpowiedział Lou. 
- Wsiadajcie, mam was dostarczyć na miejsce. - powiedział i zachęcającym ruchem ręki kazał nam zająć miejsca w samochodzie. 
Jadąc spoglądałem na widok za szybą. Słońce powoli zachodziło za górami, które wraz z kolejnymi kilometrami stawały się coraz większe. Gdy dojechaliśmy ujrzałem nasz drewniany domek, stojący samotnie pośród ośnieżonych jodeł. 
Podziękowaliśmy za podwiezienie i szybko udaliśmy się do ciepłego pomieszczenia. 
- Ładnie tu. - powiedział Louis. 
- Faktycznie. - zgodził się Zayn. 
' Ale za to jak daleko od cywilizacji' dokończyłem w myślach i nie zwracając uwagi na przyjaciół udałem się na górę, wybierając pokój. Wszedłem i z rozmachem rzuciłem walizkę gdzieś w kąt. Spojrzałem na widok za oknem. 'Ciemno jak diabli.' pomyślałem widząc szare niebo oświetlane jedynie gwiazdami. Tylko z dala widać było oświetlony budynek, lecz widok był niemalże jak za mgłą. 
Wziąłem szybki prysznic i zmęczony położyłem się spać.
' Ciemno i zdecydowanie strasznie' mruknąłem usłyszawszy jakieś szelesty dochodzące z dworu.

                                                    


*szpital  - chodzi tu raczej o taki ośrodek uzdrowicielski, gdzie leczy się chorych na astmę, czy osoby będące chore na raka, dla których nie ma już ratunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz