sobota, 23 marca 2013

Chapter Three



Harry

- Cholernie zimno -burknąłem spoglądając na parę unoszącą się przed moją twarzą za każdym wydechem powietrza.
- Wytrzymasz - powiedział lekko zirytowany moją 'delikatnością'  Zayn - To tu.
Chłopak wskazał na wielki, o dziwo nowocześnie wyglądający budynek.
- Zayn jak nazywa się twój wujek? - zapytał Lou, gdy wchodziliśmy przez szklane, duże drzwi.
- Ammar Gray.
- Dzień dobry może pani powiedzieć, gdzie znajd...- Tomlinson wraz z Zayn'em podszedł do recepcji, a ja usiadłem na jakiejś kanapie. Oparłem swoją głowę o dłonie i z niezadowoloną miną spoglądałem na przechodzących lekarzy i chorych.
- Musicie jechać? - usłyszałem głos jakiegoś małego chłopca i kątem oka spojrzałem na na osoby stojące obok mnie.
- Musimy, kochanie... - odpowiedziała zapewne jego matka - Ale za to święta spędzimy razem... cały dzień, a może i nawet noc. - dodała z uśmiechem pełnym smutku  i powstrzymując się od płaczu uścisnęła łysego chłopca o nad wyraz bladej skórze. Poczułem jakieś dziwne uczucie rozpierające mnie od środka. Żal...? Smutek...?
' Nie rozklejaj się, taka kolej rzeczy... każdy umiera...'
- Michael chodź pobawimy się na świetlicy. - usłyszałem melodyjny, ciepły dziewczęcy głos. Gwałtownie spojrzałem na niewysoką nastolatkę podającą rękę choremu chłopcu. Włosy miała związane w kitkę, a na jej twarzy nie widać było ani grama makijażu. Nie była szczupła, jak wszystkie modelki, ale za to posiadała krągłości o jakich inni mogliby pomarzyć. Co dziwne kąciki moich ust lekko uniosły się w górę widząc jak dziewczyna próbuje rozbawić smutnego chłopca.
- Harry! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos przyjaciela i odruchowo spojrzałem w jego stronę . Ruchem ręki wskazał abym do nich podszedł. Przeniosłem wzrok jeszcze raz w miejsce gdzie stała dziewczyna o anielskim głosie, jednak nie zastałem nikogo. ' Zniknęła...' naszła mnie myśl i mimowolnie poczułem się zły.
' Gdy na nią patrzyłem, przynajmniej na chwilę oderwałem się od rzeczywistości...' burknąłem i mozolnym krokiem ruszyłem w stronę przyjaciół.


- Siadajcie - wysoki mężczyzna o karnacji podobnej do Zayn'a i krótkich włosach wskazał nam miejsca przy swoim biurku - Zayn wyrosłeś. - zaśmiał się i popatrzył w moją stronę - Ty jesteś pewnie Harry, a ty Louis - przeniósł wzrok na Tomlinsona i z uśmiechem zaczął opowiadać o szpitalu. 
- Do czego możemy się przydać ? - zapytał Zayn. 
- Kto ma dobrą rękę do dzieci? 
- Harry. - powiedział bez głębszego zastanowienia Lou. ' Fakt faktem dzieci mnie lubią... tak samo jak dziewczyny' zaśmiałem się w duchu.
- Wspaniale, więc Harry czy chciałbyś pomagać przy chorych dzieciach? - zadał mi pytanie, a ja pokiwałem głową na znak, że się zgadzam.
- Ale chcę, żeby Zayn i Louis też mi pomagali. - powiedziałem bez entuzjazmu. 
- Dobrze. Zayn ty będziesz przychodził pomagać Harremu w poniedziałki, wtorki i piątki, a Lou w resztę dni tygodnia. Pasuje wam? 
- Tak. - burknąłem i w tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi. 
- Proszę. - zaoponował Ammar, a zza drzwi wyłoniła się postać tej dziewczyny, niziutkiej, z ciemno niebieskimi oczyma. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, dziewczyna spłonęła rumieńcami i szybko odwróciła wzrok w inną stronę. Parsknąłem śmiechem pod nosem i spojrzałem na moich przyjaciół. Zayn lekko przygryzł wargę,a Lou uśmiechał się do niej przyjaźnie. 
- Ja przepraszam... - powiedziała lekko zdenerwowana - ale pani Amy kazała panu przyjść do sali pięćset trzy. 
- Dobrze. Dziękuję Elain zaraz przyjdę - powiedział i wstał z krzesła.
' Ładne imię, jeszcze nigdy takiego nie słyszałem...' 
- Elain, czy mogłabyś oprowadzić Zayna, Louisa i Harrego po oddziale dziecięcym? Tak wogóle to znalazłem dla ciebie parę rąk do pomocy. - zaśmiał się i gdy dziewczyna kiwnęła niezdarnie głową na znak zgody szybkim krokiem ruszył w stronę wyznaczonego miejsca. 

Louis

- Cześć jestem Louis - jako jedyny przerwałem niezdarną ciszę. Ona posłała mi tylko nieśmiały uśmiech i skrępowana podała mi rękę. Jej delikatna dłoń objęła moją o wiele większą. ' Jej oczy są ... takie niebieskie.. ' pomyślałem ujrzawszy tęczówki dziewczyny ' Wyglądają tak niewinnie...' 
- To jest Zayn - wskazałem na bruneta, który tak jak ja był oniemiały jej oczami - A to H...
- Tak wiem. Harry. - do naszych uszu dobiegł dźwięczny głos dziewczyny - Jesteście z One Direction. - dodała i lekko się uśmiechnęła. 'Ma taki piękny uśmiech... Louis opanuj się... Myśl o Eleonor... Myśl o Eleonor...'

Zayn 

- Długo tu pracujesz? - zapytałem, gdy dziewczyna pokazywała nam rozmieszczenie sal.
- Od ponad roku... - powiedziała idąc przodem, zerkając jedynie kątem oka w moją stronę. 'Ciekawe ile ma lat...' Wydaje się taka nienaganna i miła.
Spojrzałem na Lou, który próbował unikać postaci dziewczyny. ' Dziwne...'. 
Gdy przeniosłem wzrok na Harrego miałem ochotę go kopnąć widząc jak bezczelnie wgapia swoje oczy w pośladki dziewczyny. Szturchnąłem go lekko, a on posłał mi jedynie cwaniacki uśmiech. ' Niech tylko ją skrzywdzi...  ' Coś w głębi czuję, że nie jest dziewczyną na jedną noc.
- A tutaj leżą dzieci chore na raka i... - przerwała , jakby zastanawiając się nad wypowiedzeniem kolejnych słów - i dla których nie ma już ratunku, jeśli wiecie o co mi chodzi. - dokończyła zachowując kamienną twarz. 
Poczułem smutek, spoglądając zza uchylonych drzwi na salę przepełnioną dziećmi , które na głowie zamiast włosów miały zawiązane chusty. 
' Te trzy tygodnie będą chyba dla każdego z nas odmianą... odmianą na dobre...' 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz